Sunday, September 22, 2013

One

    Po raz kolejny w tym tygodniu przekroczyłam próg oddziału dziecięcego w szpitalu St. Louisa. Pomagałam tam tacie jako wolontariuszka na oddziale dziecięcy. Od niedawna zaczęłam tą pracę, żeby odciągnąć swoje myśli od rozstania z największym kretynem świata, Keithem Reynolds. Zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką, Elizabeth, która było kompletnie pijana i nic nie pamięta z tej nocy. Kiedy dowiedziała się co zrobiła, załamała się i zaczęła ciąć, przez co wylądowała w szpitalu.
    Na oddziale leży również moja czteroletnia przyjaciółka, Nora, która ma poważne poparzenia i cięcia. Mama dziewczynki zmarła przy porodzie, a jej tata zaczął nad nią znęcać. Trwało to dwa lata, dopóki jej opiekun prawny upił się na śmierć. Dziewczyna pamięta niewiele, ale zawsze jakieś pojedyncze wspomnienia zakodowała w głowię. 
    W ciągu tych dwóch lat, kiedy sporadycznie odwiedzałam tatę lub mamę w ich pracy, zaprzyjaźniłam się z Norą. Kiedy mała dowiedziała się, że będę tu przychodzić częściej, dosłownie skakała z radości. 
    - Dzień dobry panienko Adams. - Zastałam powitana przez panią Stacy, która wykonywała pracę podobną do recepcjonistki. Była średniego wzrostu kobietą po pięćdziesiątce. Na jej twarzy nie można było zauważyć dużej ilości zmarszczek. Włosy miała blond koloru, które spięła w wysoki kok. Zza okularów patrzyła na ciebie swoimi zielonymi, wszystko wiedzącymi oczami. Ubrana była w niebieski szpitalny strój. 
    - Dzień dobry. Ciociu mówiłam ci mów do mnie Brooklyn. - Jęknęłam. Znałam ją od zawsze. Była jedyną osobą, która znajdowała tam dla mnie czas, kiedy byłam mała. 
    - Dobrze... Dobrze... Już nie można pożartować? - Spytała lekko się śmiejąc. Pokręciłam przecząco głową. - Słyszałaś, że dzisiaj przyszedł do nas nowy pacjent? 
    - Nie. Kto to jest? Chłopiec? Dziewczynka? Chce wiedzieć wszystko, co o nim wiesz. - Oparłam się o dzielący nas blat. Byłam bardzo ciekawa. 
    - Wiem, że jest to chłopak o rok od ciebie starszy i leży w sali 332. - Odpowiedziała na moje pytania.
    - Wiesz, dlaczego tu trafił? - Spytałam się, unosząc jedną brew ku górze. 
    - Nie jestem pewna, ale słyszałam, że problem z agresją.
    - Okej. - Mruknęłam cicho. - Idę zobaczyć co u Nory. 
    -  Idź. Idź. Pytała się o ciebie już od ósmej. - Powiedziała pokazując rękoma, żebym się pośpieszyła. 
    Ruszyłam z uśmiechem na ustach, przez korytarz. Co jakiś czas machałam do maluchów, którzy ucieszyli się na mój widok. Doszłam wreszcie do sali 330. Spojrzałam na pokój obok, numer 332, czyli tam jest tajemniczy chłopak. 
    Po chwili z powrotem powędrowałam wzrokiem na drzwi do pokoju Nory i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się pokój w kolorze białym z kanapą, łóżkiem, telewizorem i czymś co przypominało szafę, ale nie było jednej osóbki, która zamieszkiwała ten kącik. Poszłam do łazienki mieszczącej się w pomieszczeniu, niestety tam też jej nie było. 
    Zszokowana wyszłam z pomieszczenia i powędrowałam do gabinetu mojego taty. Zapukałam w drzwi i czekałam aż usłyszę "Proszę". Kiedy doczekałam się zaproszenia, weszłam do środka. 
    Mój tata siedział przy biurku, na których było mnóstwo papierów. Ubrany był w niebieski uniform, pod kolor pokoju, i biały kitel lekarski. Na głowie miał już siwe włosy. Spojrzał w moją stronę zmęczonym wzrokiem. 
    - Co się stało, kochanie? - Spytał się troskliwym głosem. - Może usiądziesz? - Wskazał ręką kanapę.
    - Przyszłam się spytać, czy przypadkiem nie wiesz gdzie jest Nora? 
    - Przykro mi, ale nie. Może idź poszukać jej w sali zabaw albo u innych pokojach? 
    - Tak zrobię. Już ci nie przeszkadzam. 
    - Nigdy mi nie przeszkadzasz. - Odparł, a ja zamknęłam drzwi. 
    Wzięłam głęboki oddech i poszłam wzdłuż korytarza. Miałam już minąć salę 332, kiedy z niej wybiegł mały szkrab podobny do mnie. Nora.
     Miała błękitne oczy, tylko inny odcień od moich. Jej włosy były takie same jak moje tylko dosięgły jej do ramion, a moje sięgały mojego tyłka. Miała nawet podobne usta do moich oraz taki sam zgrabny nosek. Ubrana była w swoją niebieską piżamkę. 
      Kiedy dziewczynka mnie zauważyła, od razu rzuciła się w moim kierunku, a je klęknęłam i złapałam jej małe ciałko. Przytuliła mnie do siebie, a ja położyłam ją sobie na biodrze, żeby było mi wygodniej.
    - Brooklyn! Nie uwierzysz, kogo dzisiaj poznałam! - Pisnęła radośnie. 
    - Kogo? - Spytałam rozbawiona zachowaniem małej. 
    - Ma na imię Justin i jest w sali obok. - Powiedziała. - Jest ładny i ty jesteś ładna... Powinniście być razem. - Zachichotałam. 
    - Więc gdzie jest teraz Justin? Skoro mówisz, że jest ładny to chciałabym go poznać. 
    - Hm... Jest... Justin! - Zapiszczała mała. 
    - Jestem tu. - Odchrząknął męski głos z mojej lewej strony. 
    Spojrzałam w tamtym kierunku. Przede mną stał chłopak o miodowych włosach oraz piwnych oczach. Miał dobrze zarysowaną szczękę, a przez szarą koszulkę widać było jego mięśnie. Rurki opuszczane w kroku wyglądały idealnie. Ogólnie wyglądał powalająco. 
    Brooklyn! Patrzysz się na niego jak na Boga! Odezwij się!
    Szybko spuściłam wzrok i potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się niekomfortowych myśli. 
    - Brook, nie widzę Justina. - Sapnęła Nora, która próbowała odwrócić się przodem do chłopaka. Stanęłam tak, żeby dziewczynka widziała go w pełnej okazałości. 
    - Jestem Brooklyn. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się w jego stronę. Wyciągnęłam wolną dłoń, którą po chwili uścisnął. 
    - Justin. - Mruknął z bladym uśmiechem. - Czy Nora jest twoją córką? - Zmarszczył brwi. 
    - Nie. - Odparłam szybko. - Nie jesteśmy ze sobą spokrewnione, tylko się przyjaźnimy. 
    - Dziwne... Jesteście do siebie bardzo podobne. - Odparł nawet na mnie nie patrząc. - Muszę już iść. 
    Jak szybko powiedział, tak szybko zniknął za drzwiami swojego pokoju.
    - Nie obrażaj się. Jest trochę nieśmiały. - Powiedziała Nora.
    - Naprawdę? - Spytałam zdziwiona, a mała przytaknęła głową. - To słodkie. - Powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
    - Tak, słodkie. - Krzyknęła.
    - To co dzisiaj robimy? - Spytałam z uśmiechem na ustach.
    - Poczytamy bajki? - Zrobiła maślane oczka.
    - Dobrze, ale po obiedzie. Teraz się pobawimy, okej? - Spytałam ją.
    - Tak!

...

    Nastał czas drzemki popołudniowej. Dla maluchów czas na spanie, dla mnie czas na odpoczynek. Przez cały czas, kiedy bawiłam się z Norą i innymi dziećmi, Justin nie wyszedł z pokoju. Nawet Elizabeth miała dzisiaj lepszy humor i wygłupiała się z nami.
    - Poznałaś już tego nowego? - Spytała Elizabeth, kiedy szłyśmy korytarzem w stronę jej pokoju. 
    - Tak. Ma na imię Justin. - Odpowiedziałam na zadane przez nią pytanie. 
    - A wiesz, dlaczego tutaj trafił? - Ciekawość to jedna z rzeczy, która nas łączyła.
    - Ma jakieś problemy ze złością. Nie jestem pewna.  
    Dalej szłyśmy w ciszy. W chwili, kiedy mijałam pokój Justina, wyszedł z niego mój tata. 
    - Brooklyn musimy porozmawiać. - Powiedział swoim grubym głosem, kiedy tylko mnie ujrzał. 
    - Dobrze tato. 
    - Jak się czujesz, Elizo? - Spytał się widząc obok mnie blondynkę. 
    - Dobrze, wujku. Lepiej niż wczoraj. - Mruknęła cicho. 
    - Nawet dzisiaj bawiła się ze mną i dziećmi. - Odparłam z uśmiechem. 
    - Naprawdę? - Spytał zdziwiony tata. Pokiwałyśmy głową. - To już trzeci raz w tym tygodniu. Jest coraz lepiej Elizo. Idź odpocznij po objedzie, ja muszę porozmawiać z Brooklyn. 
    Blondynka pokiwała głową i pomachała mi na pożegnanie. Przesłałam jej całusa w powietrzu, którego złapała i przyłożyła do serca. Zaśmiałyśmy się w tym samym momencie. 
    - Tato. Chciałeś o czymś ze mną porozmawiać? - Odwróciłam się w stronę taty.
    - Tak. Pewnie już poznałaś nowego pacjenta, Justina? - Pokiwałam głową. - Kochanie... On ma zaburzenia rzeczywistości... Dwa miesiące temu jego dziewczyna zginęła w wypadku samochodowym, ale on nie pogodził się z jej śmiercią. Odpycha prawdę i wmawia sobie, że on żyje. Do tego dochodzi agresja. Prosiłbym cię, żebyś z nim porozmawiała. Zaprzyjaźniła się. Wyciągnęła od niego jak najwięcej potrafisz i proszę bądź delikatna. - Powiedział kładąc mi dłoń na ramieniu.
    - Tato... Wiem, co on czuje. Dam radę. - Posłałam mu blady uśmiech. - Pójdę już do niego, póki Nora śpi. 
    Poszłam w stronę pokoju 332 i zatrzymałam się przed drzwiami. Zapukałam cicho.
    - Proszę. - Usłyszałam stłumiony głos. Otworzyłam niepewnie drzwi. Moim oczom ukazał się taki sam pokój jak Nory. Tylko miał inny rozkład. Telewizor był naprzeciwko łóżka, które było bokiem do drzwi. Kanapa stała blisko wejścia, a na przeciwko niej szafa.
    - Mogę? - Spytałam cicho. Blondyn kiwnął głową i usiadł na łóżku. - Przyszłam porozmawiać. - Odparłam  zamykając cicho za sobą drzwi. 
    - O czym? - Spytał ciekawym głosem. 
    - Przyszłam cię poznać. 
    - To źle. - Odparł cierpko.
    - Dlaczego? - Spytałam zdezorientowana. 
    - Bo nie chce cię poznać. - Mruknął. - Nie chcę żebyś mnie poznała. 
    - Wiem jak się czujesz. - Powiedziałam.
    - Z czym? - Spytał się.
    - Ze śmiercią twojej dziewczyny.
    - Ona żyje! - Krzyknął. 
    - Też byłam w takiej sytuacji. - Powiedziałam cicho. - Kiedy miałam szesnaście lat, umarła moja babcia. Wszyscy powtarzali mi, że ona nie żyje. Ja im nie wierzyłam. Pisałam, dzwoniłam do niej. Nawet przychodziłam posiedzieć w jej domu. Szukałam jej. Byłam pewna, że żyje. Nie mogła umrzeć. Powiedziała, że doczeka mojej osiemnastki i kupi mi samochód. Mówiła też, że zaśpiewa na moim weselu. Obiecała, że pomoże mi wychować dzieci, kiedy tylko założę rodzinę. Miała być zawsze ze mną. 
    Rozpłakałam się siadając na kanapie. Podciągnęłam nogi, które oplotłam ramionami. Schowałam moją głowę przed światem. 
    Chwilę później poczułam jak kanapa opada pod drugim ciężarem. Para silnym ramion oplotła się wokół mnie i przyciągnęła do właściciela. Bezmyślnie wtuliłam się tors chłopaka, siadając na nim okrakiem. Łkałam cicho w jego koszulkę, a jego dłonie uspokajająco głaskały moje plecy i dłonie. 
    - Ci... - Mruknął mi do ucha.
    Starałam się uspokoić, ale to bolało. Wspomnienia wracały do mnie. 

    Siedzieliśmy w salonie. Już drugi dzień mama i Bridget płaczą, a tata z Ivanem załatwiali jakieś sprawy pogrzebowe. Cały czas są przekonani, że babcia nie żyje. To nie możliwe, na pewno pojechała gdzieś z swoimi przyjaciółmi i zapomniała telefonu. Wiele razy już tak robiła. Zadzwoni w najbliższym czasie i wszyscy znowu będą szczęśliwi. Drzwi od domu zamknęły się, a do pokoju wkroczył mój tata. 
    - Kochanie załatwiłem już wszystkie rzeczy związane z pogrzebem. Odbędzie się za trzy dni o dwunastej na rodzinnym cmentarzu. - Powiedział cicho. 
    - Mam nadzieję, że przygotujecie mowy na pogrzeb. - Powiedziała załamanym głosem mama. Bridget i Ivan pokiwali głową. - Brooklyn?
    - Babcia żyje. Zobaczycie, że jeszcze zadzwoni. - Krzyknęłam, a moja mama jeszcze bardziej się rozpłakała. 
    - Kochanie... - Zaczął niepewnie tata. - Babcia nie żyje. Widziałem jak wynosili jej ciało z domu. - Głos mu się załamał, a w oczach stanęły łzy. 
     - Kłamiesz... - Pokręciłam głową. - Wy wszyscy kłamiecie! - Krzyknęłam ze łzami, które spływały strumieniami. 

     Zacisnęłam mocno powieki. 
     - Czy... czy twoja babcia żyje? - Spytał się cicho.
     - Nie. Wszystko co wtedy mówili, było prawdą. Przez pół roku im nie wierzyłam... Do czasu, aż nie przyśniła mi się babcia. Powiedziała mi, że jest szczęśliwa. Mam się nią nie przejmować. Powiedziała również, że będzie przez ten cały czas przy mnie. Będzie żyła, ale nie jako człowiek, tylko będzie żyła w moim sercu. - Powiedziałam kładąc mu rękę na piersi. Odsunęłam się od niego, żeby spojrzeć w jego oczy. - Prawda boli, ale lecznicza. Możesz komuś nie wierzyć, ale nie odrzucaj go. Pewnego dnia wszystko uderzy w ciebie jak tona cegieł. Poczujesz smutek, jeszcze większy niż teraz, ale i ulgę spowodowaną szczęściem. - Urwałam. - Jeśli ją kochałeś... pozwól jej odejść... tam gdzie będzie szczęśliwa. Jak mówiłam, nie musisz mi wierzyć... sam musisz do tego dojść, ale ja mogę z tobą porozmawiać, zaprzyjaźnić się... oswoić z prawdą... poznać ją.
    - Okej.
    - Przepraszam. - Mruknęłam po chwili ciszy.
    - Za co?
    - Za rozmazanie się przy tobie. - Odparłam schodząc z niego. Usiadłam na wolnym miejscu na kanapie. - Dobrze... więc porozmawiajmy.

  ✝✝✝  ✝✝✝  ✝✝✝  ✝✝✝  ✝✝✝  ✝✝✝  ✝✝✝  ✝✝✝  ✝✝✝
Hej. Pierwszy rozdział nowego opowiadania. Nie powiem, ciężko się go pisało. Szukam kogoś, kto zrobiłby szablon bloga.
CZYTASZ = OBSERWUJESZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ 
agatas99

6 comments:

  1. Widac ze zaczyna sie niezle i mysle ze bedzie tak dalej prosze kiedy nastepny rozdzial?? ;*

    ReplyDelete
  2. Kiedy nastepny rozdzial ? Nie moge sie juz doczekac ;**

    ReplyDelete
  3. Kiedy będzie następny ?

    ReplyDelete
  4. Pieknee ;** kiedy dalej?

    ReplyDelete

Followers

About Me

My photo
Nie oceniaj mnie, jeśli mnie nie znasz.